Przeglądaj kategorie
dom 
Stary poniemiecki dom i jego remont to niemałe wyzwanie, zwłaszcza kiedy chcemy aby odzyskał on swój oryginalny wygląd. Powoli „tymi ręcami” planujemy, kreślimy, zapisujemy i pracujemy. Mamy olbrzymią nadzieję, że dom za jakiś czas będzie mógł się poszczycić oryginalnym wyglądem, a my będziemy dumni z miejsca, które jest naszym domem. Nasze prace remontowo-wykończeniowe rozpoczynamy od rzeczy niecierpiących zwłoki. I tak na pierwszy ogień poszły 3 pary drzwi.
Decydując się na zakup starego domu z duszą wiedzieliśmy, że po pierwsze jego stan nie będzie idealny, a po drugie, że mamy pole do popisu i do zrobienia go w swoim stylu. Zawsze kręciły nas wiekowe domy i takich poszukiwaliśmy. Ale to już wiecie z tego wpisu (klik!). Zatem byliśmy przygotowani na pewne wydatki i poprawki 😉
Drzwi w naszym starym domu pamiętają lata Niemców, którzy ów dom zamieszkiwali, a było to baaardzo dawno temu. W związku z tym lata świetności drzwi również minęły… Wiedzieliśmy, że musimy je poddać renowacji. Na pierwszy ogień wybraliśmy drzwi wejściowe oraz drzwi do kotłowni i do spiżarni, która docelowo będzie pokojem.
![]() |
Oryginalny zamek, który został w naszych nowych drzwiach |
Drzwi do kotłowni nie zamykały się. Tzn. zamykały ale na haczyk… Dodajmy do tego, że jest tam zejście do piwnicy, nieszczelne okienko a na dworze temperatura -20stopni… Jak myślicie, jak ciepło było na korytarzu i jak bardzo dmuchało z kotłowni zimne powietrze 😉
Drzwi do „spiżarni”, która była wówczas zwykłym pomieszczeniem wykonanym z kamienia i dziurawej cegły wymagały siły bicepsów Popeye`a po szpinaku aby je zamknąć. W dodatku pomiędzy zbitymi dechami powietrze aż gwizdało. Nadal w korytarzu było po prostu zimno, a my tylko czekaliśmy na cieplejszą pogodę aby rozpocząć prace stolarskie.
Pierwszym wyzwaniem okazało się znalezienie stolarza! Tak dobrze czytacie – znalezienie stolarza, które podejmie się oględzin, wyceny i renowacji naszych drzwi. Nie będę wspominać ile osób obdzwoniliśmy, ilu osobom zadawaliśmy pytanie o stolarza. W końcu udało się umówić 3 PANÓW STOLARZY! Mówię Wam SZAŁ! Panowie po kolei oglądali drzwi, pukali, stukali i kręcili nosami, że nic z tych naszych drzwi nie będzie.
Niestety ich stan techniczny był dramatyczny i mogliśmy tylko liczyć na wykonanie nowych drzwi, które będą identyczne z oryginałem. Cóż było robić – przystaliśmy na to. Wyceny podawane przez Panów Stolarzy były niczym kolejne liczby w Lotto – nieprzewidywalne…
Nasze serce podbił Pan Stolarz, który podszedł z pomysłem, zainteresowaniem i zapałem do pracy. Po pobraniu pomiarów, wybraniu koloru byliśmy spokojni o to, że nasze drzwi będą takimi, jak sobie wymarzyliśmy! Ba, nie będzie przez nie wiać! Nie pomyliliśmy się nic, a nic!

Wiele osób pyta nas „czemu uciekliśmy w góry”, „co można tam robić”, „czy znamy domek w Karkonoszach”, „a macie zasięg”, itepeitede. Jak to z nami jest? Czy żyjemy, jak w filmiku Domek w Karkonoszach? Postanowiłam Wam napisać, jak to jest z naszą cywilizacją 😉
Wyprowadzając się z Warszawy w góry szukaliśmy miejsca, które łączyłoby w sobie odpowiednią nieruchomość, bliskość wyjścia w góry, dużą działkę i INFRASTRUKTURĘ. Czy udało nam się to? Oczywiście!
Nasze miasteczko liczy ok. 6,5 tys. mieszkańców, ba nawet posiada osiedla. Co prawda bliżej im jest do podmiejskich dzielnic albo oddzielnych wiosek. Właśnie dlatego nazywam to nasze miejsce miejsko-wiejskim.
W domu mamy stałe łącze, gaz i kanalizację. Udogodnienia, które były wymogiem (zwłaszcza net – pracować wszak musimy).
W miasteczku mamy wszystko czego potrzeba przeciętnemu człowiekowi do życia. Mamy Biedronkę – tak wyposażonej Biedry, to ja nigdzie nie widziałam. Nasi goście też to potwierdzają – tu jest absolutnie wszystko! poczynając od aktualnej oferty, a kończąc na tej sprzed Świąt. Mydło i powidło, ale przecenione przedłużacze i regały do pomieszczenia gospodarczego padły naszym łupem! Mamy również inne markety albo raczej samy – nawet ten, co to do niego w kapciach się schodzi 😉 Są również 2 piekarnie. Przepyszny chleb, bułki, bułeczki, jagodzianki i pączki (w Tłusty Czwartek pączki były za darmoszkę!). No i fenomenalna pizzeria… Z głodu nie da się tu umrzeć!
Co do zdrowotności, to apteka również jest i mają w niej wszystko co należy. Idąc dalej tym tropem lekarze też są i przyjmują.
Dla umysłu i kultury są szkoła językowa i dom kultury. W Domu Kultury byliśmy na wernisażu Izabeli Rutkowskiej – było cudownie i inspirująco.
Gdybym pragnęła to i kosmetyczka, fryzjer i solarium jest w zasięgu ręki. Mogę być najpiękniejsza w całym mieście 😉
Są sklepy z butami. No dobra jeden nieczynny ale to chyba dlatego, że Kopciuszek znalazł księcia i nie musi kupować ciągle nowych pantofelków (jak pamiętacie jeden gapa zgubiła).
Dla pragnących fortuny jest Lotto. Przy kolekturze zawsze jest duży ruch!
Oczywiście przedszkola i szkoły są również, ba mamy komunikację miejską i jeżdżą niskopodłogowe autobusy 🙂
To wszystko mamy w zasięgu 10 minutowego spaceru. Wyjście na warszawskim osiedlu zajmowało nam mniej więcej tyle samo!
Ale gdyby było nam mało, to 15 minut jazdy autem i mamy Jelenią Górę. Miasto niegdyś wojewódzkie, a dla ciekawych dodam, że jest to 4 pod względem liczby ludności miasto w województwie dolnośląskim. Tu mamy już wszystko co potrzebne nam do życia i do szczęścia. Restauracje, kawiarnie, kino, siłownia, sklepy odzieżowe. Tu mamy również weterynarza, u którego byliśmy już z wizytą. Dla uspokojenia dodam, że zapoznać się i po tablety na robale 🙂
25 minut jazdy autem i jesteśmy w Karpaczu. Tu mamy restauracje, kawiarnie, korki i tłum ludzi. To tam wybieramy się żeby przypomnieć sobie za czym nie tęsknimy i dlaczego postanowiliśmy ukochaną Warszawę opuścić.
Do Szklarskiej Poręby chodzimy spacerem 😛 Ilość turystów skutecznie odstrasza nas przed częstymi wizytami 😉
Dementujemy zatem – nie mieszkamy na odludziu, do sklepu jedziemy krócej niż w Warszawie, a pod nosem mamy domowe wędliny.
PeeS. Pomimo ogromu pracy, nadal czujemy się jak na wakacjach!

Kupując dom wiedzieliśmy, że musi to być dom z duszą. Nasz ją na pewno posiada, ale żeby inni mogli ją dojrzeć bez zakładania okularów, upłynie trochę czasu. Ten czas będzie dłuższy niż krótszy. Jak mówi przysłowie „bez pracy nie ma kołaczy”, ten nasz kołacz z pewnością będzie duży 😉
Pokażemy Wam metamorfozę naszego domu i tego co powstanie. Do zrobienia mamy sporo, ale czas nas nie goni. Będziemy powoli, w miarę możliwości dłubać, meblować i szukać różnych ciekawych i oryginalnych mebli.
Na pewno będziemy poddawać renowacji nasze znaleziska ze strychu. Na pierwszy ogień pójdą meble – szafa dębowa, wielka skrzynia na zboże i stół roboczy. Będziemy także malować biurka, łóżka i toaletkę. Ale to są takie przyjemne i kosmetyczne prace. Powoli powstaje wizja kolorów i miejsce postawienia „nowych starych mebli”. Jestem na etapie oglądania miliona zdjęć w Internetach, a Pinteresta znam już niemal na pamięć 😉
![]() |
|
Pokój gościnny. W tej chwili szum strumienia nadrabia akwarium, ale to tylko czasowe rozwiązanie 😉 |
Chcielibyśmy zachować cudowny i oryginalny wygląd domu. Aktualnie jest poukrywana cegła, gdzieniegdzie są stare nieszczelne okna, brakuje ocieplenia w niektórych miejscach, ukryte są również skosy, w których można zrobić np. półki na książki.
Mamy pomieszczenia gospodarcze – dawna obora, która aktualnie jest garażem i składzikiem rzeczy wszelakich. Zachowane są w niej oryginalne sklepienia łukowe! Chcielibyśmy tam przenieść gabinet i zrobić spiżarnię, a może pokój dla rodziców? (takie czułości rodzinne się w nas budzą od czasu do czasu). Mamy również drewutnię, którą także można przerobić na cudowne „loftowe” pomieszczenia. A to wszystko zgodnie ze słowami piosenki „tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisko” 😉
![]() |
Łóżko stoi przodem do okna żeby budzić się z widokiem na góry 🙂 |
Wreszcie mamy strych, który idealnie pokrywa całe piętro domu. Dzięki temu mamy niemal 100m2, które mogłoby być wspaniałym poddaszem z widokiem na góry… Wiecie taka przestrzeń tylko dla nas, gdzie nie wchodziłby nikt (no poza psami, wiadomo!).
Z mniejszych remontów chcemy zdjąć panele na piętrze na rzecz drewnianej podłogi, która jest schowana pod panelami O ZGROZO!, przeniesienie drzwi tarasowych, renowacja schodów oraz drzwi wewnętrznych. Z rozpędu połączyłabym także korytarz z salonem, ale to już fanaberia 😉
![]() |
Najważniejszym przedmiotem w naszym salonie jest maszyna do szycia Babci Antoniny. |
Zostaje oczywiście jeszcze ogród i ogrodzenie go. Tu chciałabym szklarenkę i swoje pomidory. Marzą mi się takie pyszne i niepryskane! Poza tym grill z cegieł rozbiórkowych. Wszelakie rośliny nie wchodzą u nas w grę, bo nie przetrwają starcia z psami 😀 Po co mam się denerwować, po co mam się wściekać na psy – wolę tego uniknąć! Zapewne zrobimy zielnik oraz warzywnik ogrodzony płotkiem.
![]() |
A na tarasie będziemy popijać kawę, zjadać cudowne rodzinne śniadania, a wieczorem popijać wino gapiąc się na gwiazdy. |
Poznaliście kawałek naszego domu. Więcej będziemy Wam pokazywać robiąc remont i nadając naszemu wymarzonemu domowi jego charakter 🙂

Ile razy słyszeliście „kto wymyślił żeby psa w bloku trzymać?”, „pies w bloku się męczy, powinien mieć ogródek”, „w domu jest łatwiej – wypuszczasz psa na ogród i spacer z głowy”. Skonfrontowałam to wszystko i po miesiącu mogę się z Wami podzielić moimi obserwacjami. Czy ogród dla psa, to naprawdę zbawienie? A może to super wygoda dla właścicieli?
OGRÓD DLA PSA CZY DLA WŁAŚCICIELA?!
Jeszcze do niedawna mieszkaliśmy w bloku, na jednym z warszawskich osiedli. Blokowisko jakich pełno w stolicy, sporo psów, sporo ludzi. Ma to swoje plusy – codziennie musielismy ubrać się i lecieć z psami na sikupę. Bez względu na pogodę – czy nam się chciało czy nie – zakładaliśmy buty, kurtki, ubieraliśmy psy i lecieliśmy na osiedlowe psie ploty. Po drodze spotykaliśmy innych zaspanych albo zmarzniętych miłośników psów. Wszyscy tak samo zachwyceni szybką przebieżką, która przytrafiła się w najmniej odpowiednim momencie.
Od miesiąca mieszkamy w domu z olbrzymim ogrodem. Psy mają do swojej dyspozycji 4000m2. Zabawy w berka, ucieczka z zabawkami, obgryzanie krzewów (staramy się ukrócić) no i spacer dookoła ogrodu. Jest nam o tyle łatwiej, że kiedy tylko psy zapragnął, to wychodzą, a ja mogę wyjść w piżamie – najwyżej tyłek mi zmarznie 😉
SPACER!
Nasze psy mają gwarantowany jeden dłuuugi spacer dziennie. Albo bierzemy je i wychodzimy, albo w przypadku cieczki wsiadamy w auto i dojeżdżamy na skraj lasu. Stąd rozpoczynamy naszą wędrówkę szlakiem do góry! Rozruch jak znalazł 😀 Po takiej przechadzce nasze psy po prostu idą spać.
CIECZKA, WRRR…
Cieszka u nas nastąpiła w zasadzie zaraz po przeprowadzce. Biba postanowiła, że to jest idealny moment żeby obwieścić wszystkim psom w okolicy, że zamieszkały tu 3 niezwykłej urody SUKI!!! Jak się możecie domyślić odwiedzają nas okoliczni kawalerowie – najczęściej gości u nas Toffik (jamniko-ratlerek) oraz pseudo Owczarek.
Nasz dom jest ogrodzony tylko od drogi i na dodatek nie mamy bramy. Ułatwia to psim gościom odwiedziny u dziewczyn… Oczywiście, jak tylko nastanie ciepło, to ukrócimy możliwość odwiedzania nas bez zapowiedzi. 😉
Ogród (zamknięty szczelnie) ma swoje plusy kiedy mamy suczki z cieczką. Możemy wyjść i pobawić się z nimi, mogą ganiać same ze sobą i spędzać aktywnie czas. Nie zawsze i nie wszędzie możemy zabrać suczki z cieczką, puścić je i dać im się wybiegać. Jak wiemy niewybiegany i nie pracujący pies, to nieszczęśliwy pies. Pamiętajmy, że cieczka trwa aż 4 tygodnie!
Zatem czy to prawda, że psa wystarczy wypuścić? Zdecydowanie nie! Po pierwsze nie należy wypuszczać psów samopas na ogród – kradzieże zdarzają się coraz częściej. Nie wyobrażam sobie, że wychodzę z domu a mojego psa nie ma! To jeden z największych koszmarów moich… Po drugie pies zostawiony sam sobie na ogrodzie pobawi się chwilę, ale będzie się nudził! Znudzony pies zostawiony samopas – macie jak w banku, że coś wykombinuje. Wg mnie, to niestety nie jest dobre połączenie.

Zima z oknem w pełnej krasie, sypie śnieg . Jest godzina 16.00 i ciemno jak w zagaszonym piecu.W ogrodzie z psami nie potrenujemy, na spacer już nie pójdziemy. Oczywiście można ogarniać w domu, ale ilu z Was czerpie niebywałą przyjemność z codziennego sprzątania? Ja do nich stanowczo nie należę. Nie będę Wam ściemniać, że uwielbiam odkurzać, myć podłogi, wycierać blaty i układać bibeloty każdego popołudnia! Aaa, gdybyście mieli wątpliwości, to o wyższości Słowackiego nad Mickiewiczem nie rozprawiamy w czasie wolnym 😉 Oto nasze sposoby na zimowe długie i ciemne wieczory w domu.

GORĄCA CZEKOLADA + KSIĄŻKA
Jesteśmy książkofilami. Gdyby nie wynaleziono czytnika, to nasz dom utonąłby pod lawinami książek. W tej chwili nasze zbiory leżą sobie pod ścianami sypialni i czekają na swoje półki. Jest szansa, że w 2017 je dostaną 😉
Uwielbiam wieczorem zrobić gorącą czekoladę lub capuccino, usiąść na kanapie z książką i co raz gapić się na białe drzewa za oknem. Jeszcze bardziej lubię gdy pada śnieg i widzę przez okna grube i wielkie płatki. Za każdym razem, kiedy podniosę głowę znad lektury, najpierw patrzę w okno, a następnie biorę łyk gorącego napoju. Mówię Wam sytuacja idealna!
Mniej komfortowo, ale nie mniej przyjemnie robi się wówczas, kiedy na kanapę (najlepiej na kolana) ładują się nasze psy. Ale za to jak jest wówczas cieplusio 😉
WIECZÓR FILMOWY
Razem z Pawłem mamy swoje ulubione seriale. Nie będziemy tu zbyt oryginalni „Supernatural”, „House of Cards”, „Homeland”, „Stranger Things” czy „Belfer”. Większość z nich oglądamy wspólnie, ale mamy też takie, które oglądamy sami – „Grey`s Anatomy” (kocham mimo braku Dereka) czy Gilmore Girls (ich powrót po latach, to było coś).
Często zasiadamy do oglądania seriali ciągiem (np. cały sezon na raz, lub chociaż kilka odcinków). Przygotowujemy wówczas przekąski, napoje i już nas nie ma. Zgadnijcie kto ogląda z nami albo raczej na nas? 😉
WIECZÓR EDUKACYJNY
Tak dobrze czytacie. Mamy wieczory edukacyjne – taka PSIA szkoła. Bawimy się z psicami zabawkami edukacyjnymi, układamy im smakołyki w pudełkach, następnie kolejno pudełka wkładamy w inne pudełka, chowamy przedmioty/smakołyki – a psy muszą ich szukać. Uczymy się też nowych sztuczek. Do tej pory nie nauczyłam psów wielu podstawowych rzeczy – jak np. proszenie czy szczekanie na komendę. Jednak staramy się wypracować komendy, które pomagają nam później np. w robieniu zdjęć.
Każdemu psu poświęcamy czas, z każdym bawimy się osobno. Chcemy żeby dziewczyny miały nas tylko dla siebie. Żeby mogły spędzać czas tylko z nami i nie musiały się dzielić naszymi głaskami, pochwałami czy smakołykami z pozostałą dwójką.
WIECZÓR ZABAW I GIER
Nie jesteśmy hazardzistami, chociaż jakaś taka żyłka w nas jest. Zdarza nam się grać w Lotto – ale tylko jak jest do wygrania wieeeelka kumulacja. Jak się domyślacie tacy z nas gracze, jak z koziej dupy trąba 😀 W pokera też nie grywamy (ja nie umiem grać w tysiąca, a co dopiero o pokerze mowa), chociaż sporo osób słysząc, że zawodowo zajmujemy się grami, myśli właśnie, że gramy w pokera. Niestety, muszę Was rozczarować!
Grami, które nas wciągają jest monopol, carcassonne czy scrabble. Niby miło, niby się kochamy, ale w trakcie tych rozgrywek jesteśmy zawzięci, a czasami nawet złośliwi wobec siebie… Zdradzę Wam też, że Paweł (ja mam identycznie) nienawidzi przegrywać! Wiecie z czym się wiąże porażka jednego z nas? A przecież przegrać ktoś musi! Możecie się tylko domyślić 😉
DOMOWE SPA
Ile razy Wasze babskie spotkania (moje drogie czytelniczki jest Was więcej!) odbywały się w łazience? Wspólne nakładanie maseczek, godziny rozmów o najnowszych kosmetykach, fryzjerach, paznokciach… O właśnie o paznokciach, tfu pazurach będzie mowa.
Raz na jakiś czas rozpoczynamy znęcanie się nad psami. Każda po kolei ma obcinane pazury. Mieliśmy chwilowy problem, ba bunt nastolatki na pokładzie. Twiggy powiedziała, że ona tylko szpony może mieć, a jak chcecie mi obciąć to tylko siłą. Było to bardzo frustrujące, tym bardziej, że Yumie i Bibie udzieliła się ta nerwówka. Ale smakołykami wypracowaliśmy wszystko i Twigguni można obciąć pazurki na spokojnie – za jedzenie ten pies zrobi wszystko!!!
Oprócz cięcia pazurów w ruch idzie też furminator. Stawiam sobie pusty kosz i po kolei poświęcam każdej pannie ich prywatną sesję czesania. Staram się to robić w miarę regularnie.
Jest jeszcze ekstremum, czyli kąpiel. Tu możecie być śnięci lekko, ciśnienie związane z myciem psa, wycieraniem psa, myciem łazienki, wycieraniem łazienki i na koniec suszeniem psa podniesie się Wam wystarczająco mocno. Z rozpędu wysprzątacie też szafki w łazience, a i może dalsze kąty Waszego domu zostaną wypucowane 😉
Jeżeli nasze 5 sposobów na zimowy wieczór Was zainspirowało, to super 😀 Jednakże nie wymagam od Was obcinania psom pazurów! W ramach domowego SPA możecie zrobić sobie maseczkę, albo położyć ogórka na oczy, względnie zjedzcie tego ogórka, a najlepiej kanapkę z szyneczką, żółtym serem i ogórkiem 😉 (już wiecie, co jem pisząc ten tekst).
Możecie też zabrać swojego psa na długi spacer, albo po prostu przytulcie się do podusi i śnijcie długie wspólne sny…


Nasze największe marzenie spełniło się, chociaż nadal nie mogę w to uwierzyć! Kupiliśmy dom z widokiem na góry. Muszę Wam powiedzieć, że wciąż mnie to cieszy, wciąż raduje i nadal czuję się jak na wakacjach! Do czasu! Praca i dom skutecznie i brutalnie przypomną mi o rzeczywistości! Ale najważniejsze jest to, że wystarczy wyjść z domu i od razu mamy piękny widok, mamy wspaniałe miejsce do życia. Miejsce, o którym marzyliśmy.
![]() |
|
widok z okna |
Mieszkamy w niedużym mieście w Sudetach, a w zasadzie w jednej z jego dzielnic na końcu świata. Z każdej strony możemy wyjść w góry i cieszyć się ich urokiem. Ale mamy również blisko do byłego miasta wojewódzkiego Jeleniej Góry. Samochodem jedziemy do Jeleniej 15 minut – mamy tu wszystko, czego człowiek do życia potrzebuje. W naszym wypadku aktualnie oznacza to markety budowlane 😀 Odwiedzamy je co jakiś czas, bo zawsze okazuje się, że coś jeszcze nam potrzeba.
Mieszkamy w starym poniemieckim domu. Dom jest wyremontowany, ale my oczywiście chcemy po swojemu zrobić trochę rzeczy. Inne rzeczy po prostu MUSIMY zrobić! Niestety stary dom, nie wszędzie super szczelny i ciepły. Ale taki chcieliśmy, tak sobie wymarzyliśmy 🙂
JELENIA GÓRA AUTOBUSEM
Wybrałam się do Jeleniej Góry autobusem miejsko-wiejskim. Nie myślcie sobie – mamy koło domu przystanek autobusowy, jeździ tu autobus niskopodłogowy i w dodatku podaje jakie przystanki są po kolei „Marian, tu jest jakby światowo!”.
Autobusem spod domu do Jeleniej Góry jechałam ok. 45 minut i przejechałam 27 przystanków. Czułam się niczym turystka 😉 Do Jeleniej z domu jadę autem 15 min. Tu pojechałam turystycznie, zwiedzając m.in. Sobieszów czy Cieplice. Wiedziałam na jakim przystanku mam wysiąść. Poszłam najpierw po kawę, potem pozałatwiać sprawy w banku i z powrotem na przystanek. Oczywiście, do mojej limuzyny pozostało 40 minut oczekiwania. Poszłam zatem do lumpeksu, a co! Ja lumpeksowa królowa nie znalazłam dla siebie nic 🙁 Ale spokojnie – mam już adresy i będę sukcesywnie odwiedzać lokalne miejsca przybytku 😀 Wiecie, w lumpach włącza mi się taka żyłka łowcy – grzebię, szukam, wyszukuję. Lubię i nie wstydzę się tego, że jestem LumpeksoManiaczką 🙂
![]() |
Jelenia Góra |
PALENIE W PIECU
W domu mamy piec na węgiel. Środek zimy nie sprzyja wymianie kotła, zwłaszcza jak na zewnątrz temperatura wskazuje bardziej na Alaskę, niż na Sudety! Ja, urodzony mieszczuch, wychowana na warszawskim blokowisku NIGDY W ŻYCIU NIE PALIŁAM W PIECU! Okazuje się, że nie jest to takie trudne. Ale pierwszy tydzień był tygodniem nauki. Musieliśmy nauczyć się palić oraz czyścić piec (zadymiliśmy pół domu, bo nie wiedzieliśmy, że musimy piec wyczyścić). Najgorsze jest noszenie węgla. Wiadomo, że tym zajmuje się męska część naszej rodziny 😉 Ale zdarzyło mi się, że zrobiło się ciutkę chłodno i do piwnicy po węgiel musiałam zejść ja! To jedno z najbardziej traumatycznych przeżyć w moim życiu! Otóż w mojej piwnicy wiszą sobie spokojnie zahibernowane pająki! Fuuuuuuuuuuuuuuujjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj! Nie dość, że okrutnie boję się pająków, to te wyglądają wyjątkowo obrzydliwie. Ale jest coś jeszcze gorszego – pająki wywołują we mnie stan przedzawałowy i prawie-wylew, ale zabić i wywalić nie pozwalam! Ot – spróbujcie nadążyć za kobietą 😉
![]() |
|
zdjęcia pająka Wam oszczędzę, brrrr…. |
HORROR NA STRYCHU
Oglądacie horrory? Bo ja namiętnie! Na bank kojarzycie tą scenę, kiedy to karuzela sama się kręci, a huśtawka lub fotel same się bujają? No, wiadomo – wtedy zakrywamy oczy, bo wydarzy się coś strasznego 😉 Na naszym strychu, nomen omen wieeelkim (spokojnie możemy kolejne pokoje zrobić) są stare poniemieckie meble (tak, kiedyś znajdziemy kogoś kto je zniesie na dół – np. olbrzymią szafę dębową), jakieś szpargały. Ale na przeciw schodów, jak tylko otworzysz drzwi, to pod oknem stoi konik na biegunach! Wiecie, że jak weszliśmy tam pierwszy raz, to przyprawił mnie o szybsze bicie serca? Przysięgam Wam – bujał się! Na pewno mamy swojego ducha, który uwielbia bujać się na dziecięcym koniku na biegunach 😉
Nasze życie najbardziej aktualnie podoba się naszym psom. Mają podwórko, więc jak tylko im się uda, to jojczą pod drzwiami, a wypuszczone urządzają wyścigi po całym ogrodzie. Aktualnie jest tam śnieg po kolana, a ja nie zamierzam odśnieżać im tego! Szybciej się męczą, jak muszą skakać przez ten śnieg! Oprócz tego, z okien salonu mogą obserwować co się dzieje za płotem. Dziewczyny układają się zatem na kanapie i wyglądają, obszczekują i stróżują! Kochają również taras, ale z racji posiadania mało bezpiecznych w moim odczuciu barierek dla psów, jest aktualnie dla nich niedostępny. Wiosną zabezpieczymy go, i psy będą mogły razem z nami bezkarnie leżeć i napawać się widokiem na góry – na Śnieżne Kotły 🙂

Jesteście zdecydowani spełnić swoje marzenia i kupić wymarzony dom? Nasz miał mieć dużą działkę, garderobę, taras, duży salon, mieć DUSZĘ i swoje DUCHY 😉 Dom z historią… nie wchodził w grę żaden nowy dom, absolutnie! (jak to mawiała niejaka Pani Surmacz w serialu Klan). Znalezienie naszego domu marzeń nie było trudne. Trochę gorzej wyglądało szukanie tego domu w budżecie, jaki chcieliśmy przeznaczyć na jego zakup. Jak na złość 6 w lotto nie była nasza, żadna bogata rodzina z Ameryki czy innej Kanady nie zgłosiła chęci podarowania nam majątku, żaden spadek również się nie objawił. Cóż musieliśmy radzić sobie sami! Znacie to magiczne hasło „UMIESZ LICZYĆ, LICZ NA SIEBIE” i na bank…

Domu szukaliśmy na 3 sposoby. Po pierwsze agencje nieruchomości (nie znaleźliśmy w Internetach ani jednego domu sprzedawanego bezpośrednio), po drugie jeździliśmy po okolicy i po trzecie lokalsi. Ci ostatni byli, o dziwo najmniej zorientowani. Panie sklepowe również nie bardzo znały tych, co domu sprzedają. Niestety tu ponieśliśmy sromotną klęskę.
Agencje nieruchomości działają na lokalnym rynku dość specyficznie, a w zasadzie panuje tu wolna amerykanka. Okazuje się, że agencje mają wystawione na sprzedaż domy, których dawno już nie obsługują (sic!). Nasz dom nadal widnieje na stronie jednej z agencji, ponoć agentka nieruchomości nie mogła skontaktować się ze sprzedającym! Niestety owa Pani od dawna nie sprzedaje tego domu, a do sprzedającej nie dzwonił nikt! Fajnie, nie?!
Generalnie domów obsługiwanych przez agencje obejrzeliśmy kilka (części nie udało się podobno umówić). Niestety z każdym było coś nie tak – mała działka, nieciekawa okolica, za mała powierzchnia domu (np. jako powierzchnię użytkową agenci podają powierzchnię całkowitą – duża piwnica niestety nie rekompensowała nam braku sypialni). Zdarzały się też wyjątkowe „perełki”! Dom w kompletnej ruinie, właściciele mówiący, że chcieli remontować ale w zasadzie to im szkoda kasy, bo może się sprzeda i cena, jak za dom położony w centrum Karpacza! Tu nawet Pani Pośrednik kazała nam wyjść z domu, bo szkoda naszego czasu na tą KATASTROFĘ.
Po wielu przygodach znaleźliśmy dom, który nam się bardzo spodobał. Pięknie wykończony, poza kuchnią, jednak cena powyżej naszego budżetu. Postanowiliśmy negocjować, bo wydawało się, że wszystko jest oki. No dobra nie wszystko, bo kolumny greckie przed garażem nie były naszym pragnieniem… Dom zapisaliśmy na naszej liście, był poważnym graczem!
Samodzielne poszukiwania domu, czyli jeżdżenie po okolicznych miejscowościach było fascynujące. Odkryliśmy wiele pięknych miejsc, o których nie mieliśmy pojęcia. Szukaliśmy bannerów „SPRZEDAM”, ale większość to były pensjonaty albo olbrzymie ponad 300 metrowe domy.
Jedną historię znalezionego tak właśnie domu Wam przytoczę. Jeżdżąc po okolicy zobaczyliśmy napis „NA SPRZEDAŻ” zaparkowaliśmy auto i skierowaliśmy się ku drzwiom. Otworzyła nam bardzo miło wyglądająca Pani, która… mówiła po francusku TYLKO I WYŁĄCZNIE!!! Jak dobrze rozumiecie – nie jest to bliski nam język! Pani jednak była niezwykle miła i ochoczo pokazała nam dom. Na kartkach miała rozpisane wielkość domu, działki oraz cenę. Dom przepiękny, w typowym dla okolicy stylu – przestronny z piękną olbrzymią kuchnią. Zapytaliśmy właścicielkę o internet i tu olbrzymie zaskoczenie – usłyszeliśmy tylko „contemplation”. Wszystko było jasne. Ten dom nie był dla nas. Gdybyście szukali dla siebie posiadłości w okolicy, to owy dom jest jeszcze do kupienia w Borowicach.
![]() |
|
fot. fotopolska.eu |
Nasz dom znaleźliśmy też przez przypadek. Oglądaliśmy inną nieruchomość i z okna Paweł zobaczył magiczny banner na płocie „SPRZEDAM”. Postanowiliśmy obejrzeć go – pasowało nam w nim niemal wszystko. Był gotowy do zamieszkania, miał swoją historię, odpowiednią działkę i co najważniejsze – pełna infrastruktura 🙂 Dla nas, pracujących w domu było to najważniejsze. Jest tu oczywiście trochę rzeczy do zrobienia, ale są to zmiany przede wszystkim kosmetyczne. Będziemy powoli doprowadzać dom do jego pierwotnego wyglądu – m.in. chcemy wyciągnąć spod regipsów cegłę, czy kamień na elewacji. Mamy również 3 pomieszczenia nie zagospodarowane, na które mamy również plany. Za 10 lat dom będzie idealny 😀 (chyba, że wygramy w lotto wcześniej!).
AHOJ PRZYGODO!
Najnowsze posty
18 listopada 2024