Kiedy budzik zadzwonił o 6.15, to Mela dawno już nie spała. Kręciła się po domu i nie umiała znaleźć sobie miejsca. Psy spały głęboko i nie nawet pół oka nie otworzyły. Gorący kubek kawy parzył jej palce, kiedy usiadła w otwartym oknie. Wdychała zapach gór o poranku, słuchała ciszy i zastanawiała się czy na pewno musi dziś pracować. Wiedziała, że samo nic się nie zrobi, samo się nic nie napisze. Czas na oddanie artykułów kurczył się wprost proporcjonalnie do jej potrzeby nic nie robienia.
Kiedy telefon zawibrował i na ekranie ukazała się wiadomość od mamy, to Meli oczy się zaszkliły. Wiedziała, że może wrócić do rodziców, do Warszawy, do swojego mieszkania i do swojej poprzedniej rutyny. Ale wiedziała, że nie pasuje już do tego świata, że sama myśl o powrocie powoduje u niej gorączkę. Szybko odpisała, że wszystko dobrze i ma masę pracy i zadzwoni później.
Usiadła przy kuchennym stole, podciągnęła nogi i otworzyła komputer. Do tej pory bawił ją ekran startowy z jej zdjęciem z 18stki, kiedy to wypiła odrobinę za dużo, zestawiony z napisem „Jesteś najpiękniejsza i nic tego nie zmieni!”. Ustawiła jej go dawno temu w ramach żartu jej przyjaciółka i tak zostało. Ta plansza wędrowała z nią od lat od kompa do kompa. Wybuchnęła śmiechem na samo wspomnienie tej pamiętnej imprezy. Wstukała hasło i postanowiła, że zacznie od artykułu o urokach życia na wsi, a potem zabierze się za pocztę i inne mało przyjemne rzeczy.
O 10.00 zorientowała się, że czas na psie śniadanie i może jakiś spacer, jednak żaden z psów nie miał ochoty na pobudkę. Nałożyła jedzenie, nastawiła kolejną kawę, otworzyła drzwi na taras i wróciła do pisania. Kończyła wstępną wersję artykułu i poczuła wielką radość z każdego słowa, które pojawiało się na ekranie. Wstała po kawę i zobaczyła Fornalową, która wraz z wiklinowym koszem wchodziła do ogrodu.
– A Ty co znowu pracujesz? Oczy popsujesz od tego wiecznego ślęczenia w tym komputerze.
– Dzień dobry! A widzi Pani żyć z czegoś trzeba, to i pracuję. Ale wie Pani piszę o urokach życia na wsi. To będzie artykuł prosto z serca, bo jak tu nie zauważać tych uroków!
– No tak, najważniejsze, że Melu lubisz to co robisz! Ja całe życie tu mieszkałam i uroki życia tu nie są wcale takie oczywiste. Ciężkie zimy, zasypane drogi i tylko zapasy pozwalały nam przetrwać. Wozem z koniem dało się dojechać do miasta, ale też nie zawsze. To wyprawa była dopiero! Ahhh tak sobie z moją siostrzyczką kożuchy ubierałyśmy, czapy wciskałyśmy na głowę i czułyśmy się jak księżna Daisy! – Fornalowa wyprostowała się i stroiła miny niczym królowa angielska. Śmiały się przy tym jak za dawnych czasów.
– No tak. Ale teraz na szczęście mam auto terenowe i dojadę do miasta bez problemów. Cieszę się, że te czasy są jednak lepsze… Ale czy na pewno lepsze? Ehh wtedy ludzie mieli inne problemy, ale nie ma co złego mówić tylko trzeba się cieszyć naszym życiem!
– Melu ja właśnie apropos kłopotów. Nie pojechałabyś ze mną do szpitala do Jeleniej Góry? Widzisz córka nie dojedzie, bo jakieś zebranie ma i co mam zrobić? Znowu czekać pół roku na kolejny termin? Jeśli dożyję w ogóle…
– Pani Fornalowa, jak panią tą miotłą pogonie za opowiadanie tych bredni! No pewnie, że pojadę tylko niech Pani mówi kiedy?
– Dziecko jutro na 12.15. Ja Ci tu przyniosłam jajek i drożdżaka z serem, struclę znaczy. A i za benzynę zapłacę, nie będę pasożytem.
– Ale mnie pani zdenerwowała! – Mela zagotowała się aż w środku. Nastawiła wodę na herbatę i pokroiła ciasto. Wiedziała, że Fornalowa traktuje ją jak córkę, więc jak mogłaby nie zjeść razem z nią.
Kiedy Fornalowa poszła do domu, to Mela wróciła do pisania. Nie miała wyjścia. Jutrzejszy dzień spędzi w szpitalu w Jeleniej, a przy okazji załatwi sprawunki w markecie i w ogrodniczym. Dziś jednak zamiast iść w góry, to musiała nadrobić wszystkie zaległości.
O 17.00 nie dawała już rady. Oczy same się zamykały, a głowa stawała się ciężka. 20 minut drzemki nie zaszkodzi, wstanie i będzie zdecydowanie łatwiej pisać. Położyła się, okryła pledem i nawet nie wiedziała kiedy zasnęła.
II
Mela obudziła się. Ktoś dobijał się do drzwi. Na okropnie ciężkich nogach dowlokła się do wejścia. Otworzyła drzwi i zobaczyła za nimi jakiś facetów, którzy koniecznie chcieli poznać odpowiedź na pytanie „gdzie jest Karol”. Skąd miała wiedzieć i kim był Karol? Stała tam i płakała, że nie zna żadnego Karola, że mieszka tu sama i prosi żeby sobie poszli. Obiecała, że nie powie nikomu, że byli tu.
Obudziła się zlana potem. Wstała i niczym pijana ruszyła do kranu w kuchni. Odkręciła wodę i duszkiem wypiła 3 szklanki. Dopiero wtedy dotarło do niej, że jest w swojej kuchni, w swoim domu. Na stole leżał telefon, który wibrował jak szalony. Olała to. Wyszła przed dom i zaczerpnęła powierza, było czyste, zimne i milionem igiełek przyjemnie kłuło klatkę piersiową. Miała nadzieję, że zły sen poszedł sobie, że nie wróci więcej.
Poczuła wielką potrzebę napisania maila, który mógł zrozumieć tylko on. Oczami wyobraźni widziała go czytającego kolejne zdania i uśmiechającego się pod nosem. Niewiele myśląc napisała najdłuższego maila, w którym opisała jak się czuje, co robi, co robią psy, a na końcu dodała, że jedzie jutro do szpitala z sąsiadką. Wybrała adres karolmm@wp.pl i posłała list w eter.
Teraz mogła dokończyć pracę, ale kiedy usłyszała dźwięk przychodzącego maila, to wiedziała, że nie popracuje dziś. Otworzyła wiadomość, przeczytała i po chwili usłyszała dźwięk dzwonka. Aż się poderwała na równe nogi, ale zaraz dotarło do niej, że duchów tu nie ma i telefon odebrać należy. Serce waliło jej w piersi, kiedy usłyszała znajome „No hej EM!”.