TROPEM DOLNOŚLĄSKICH TAJEMNIC: Góra Sobiesz w Piechowicach czy to właśnie tu ukryto Złoty Pociąg?
Pociąg? Co kryje się w sztolniach wewnątrz góry? Postanowiliśmy samodzielnie zbadać temat! Dziś rozpoczynamy nasz cykl Tropem Dolnośląskich Tajemnic – mamy nadzieję, że będzie Wam się podobał.
Powracające z ciepłych krajów ptaki, topniejące śniegi i kolejna odsłona poszukiwań złotego pociągu to oczywiste atrybuty zbliżającej się wiosny. W tym roku postanowiliśmy śmiałym manewrem wyprzedzić konkurencję i rozpocząć grzanie tematu jako pierwsi. Fenomen pociągu wypełnionego kosztownościami stał się żywym elementem rodzimej popkultury, połączenie bajecznego bogactwa rodem z baśni 1001 nocy z intrygą w stylu Indiany Jonesa rozpala emocje poszukiwaczy oraz organizacji reprezentujących potencjalnych spadkobierców. Po ostatnich zakrojonych na szeroką skalę poszukiwaniach w Wałbrzychu informacja lotem błyskawicy obiegła świat, czarowi historii podała się nawet japońska stacja telewizyjna, która wyemitowała unikalny materiał łączący poszukiwania ze stylistyką orientalną. Wałbrzych najechały tłumy reporterów z różnych zakątków świata, dając początek symbolicznej transformacji ze stolicy biedaszybów w miejsce tajemnicze, budzące żywą ciekawość. Z nadzieją oczekuję momentu, w którym pamiątki związane z tą miejską legendą wyprą ciupagi ze stoisk z gadżetami dla turystów w Sudetach. Wracając do brzegu, ten pociąg to tylko legenda czy możliwy do oparcia w historii przebieg zdarzeń?
Historia – Góra Sobiesz | Piechowice | Cicha Dolina
A wszystko zaczęło się w czasie, gdy mroczne imperium zła chyliło się ku upadkowi. Od wschodu na terytorium ówczesnych Niemiec wlewała się armia czerwona w błyskawicznym tempie zdobywająca kolejne tereny. Budzące grozę zwyczaje socjalistycznych wyzwolicieli skłaniały ludność cywilną do porzucania domów w panice i ucieczce na zachód, a aparat władzy w pośpiechu zabezpieczał dobra materialne, mniej lub bardziej pochodzące z grabieży. Transporty były kierowane w głąb Niemiec w nadziei, że uda się tam nad nimi zachować kontrolę, przez Sudety wiódł szlak do relatywnie bezpiecznych południowej Bawarii i Tyrolu. W zawierusze wojennej jednak nie zawsze było to wykonalne i decydowano się na tymczasowe schowanie dóbr w oczekiwaniu na odzyskanie kontroli nad terytorium chociażby ówczesnego śląska. Czy wręcz celowo tworzono tzw. depozyty, które miały służyć niemieckiej partyzantce zwanej werwolfem za źródło finansowania ich działań. Co ciekawe inspiracją dla struktury organizacyjnej oraz sposobu działania werwolfu była Armia Krajowa. Czasem można odnieść wrażenie, że transporty były wręcz porzucane jak to miało miejsce w przypadku obrazów Jana Matejki, które ze Lwowa trafiły do piwnicy w gospodzie, w karkonoskiej Przesiece, ale to być może historia na inną opowieść.
Czy złoty pociąg mógł wjechać w sztolnie?
Ale dlaczego akurat pociąg i na dodatek złoty? Środek transportu przynajmniej wątpliwy w przypadku działań wojennych i panowania radzieckich samolotów w powietrzu. Kalendarium zdarzeń może bronić jednak teorię pociągu, wskazuje się na koniec 1944 roku jako datę tej operacji, a wówczas południowo-zachodnia część śląska pozostawała pod kontrolą nazistów. Na potrzeby podparcia tezy posłużę się sensacyjną informacją. Ten mityczny dziś pociąg naprawdę istniał, a jego zawartość została zbadana i zinwentaryzowana. Tyle tylko, że został znaleziony przez armię amerykańską w austriackich Alpach. Kosztowności, które tam odkryto pochodziły jednak z Węgier, ale sposób działania mógłby uprawdopodobniać istnienie kolejnego pociągu wypełnionego złotem jako sposobu postępowania.
Ładunek pociągu eskaluje w zależności od źródła, najbardziej pesymistyczne wersje przyjmują, że przewoził on depozyty wrocławskich banków, kolejna zakłada połączenie składu z wagonami z cennymi przedmiotami Geöringa oraz z trzema wagonami Ericha Kocha pochodzącymi z prus wschodnich. Koncepcja w stylu makao zakłada, że w skrzyniach przewożono również bursztynową komnatę. Skład wyjeżdża z Wrocławia i kieruje się na południe w kierunku Wałbrzycha co do tego wszyscy pozostają zgodni, ale co dalej? A może po prostu przekroczył obecną granicę w rejonie Lubawki czy Szklarskiej Poręby i element obcy nam kulturowo kąpie się w tym złocie? Odrzućmy jednak te słabe wątpliwości, prawdziwy poszukiwacz przygód nigdy nie traci nadziei.
Główne poszukiwania pociągu ze skarbami koncentrują się w rejonie Wałbrzycha i zamku Książ. Źródła wskazują, że toczyły się tam intensywne prace budowlane u schyłku wojny, drążono betonowe tunele pod zamkiem, przebudowywano zamek, powstała również bocznica kolejowa prowadząca do zamku. Natomiast nie wiadomo czy cel jej powstania był ściśle techniczny dostawy materiałów, wywożenie urobku czy może planowano podziemne połączenie kolejowe z zamkiem. Według naocznych świadków wynika, że cały projekt łącznie z pracami nad infrastrukturą kolejową był objęty szczególną ochroną. Zwykła ostrożność podszyta ideologiczną nieufnością czy jednak projekt na miarę gwiazdy śmierci? Kolejnym pomysłem na schowanie pociągu były liczne tunele kolejowe w Sudetach. Pojawiają się teorie w myśl których wagony zostały zasypane w takim tunelu lub skierowane wewnątrz tunelu na bocznicę, która została odcięta. W obiegu medialnym pojawiają się opowieści wałbrzyskich kolejarzy opowiadające o zwrotnicach i torach prowadzących w ścianę tunelu.
Jest więc ten Złoty Pociąg, czy go nie ma?
Czas na teorię karkonoską w myśl, której pociąg miałby być schowany w masywie Górze Sobiesz. Linia kolejowa biegnąca z Wrocławia przez Wałbrzych do Jeleniej Góry może nas zaprowadzić do podnóża Karkonoszy. Trasa po tym gdy opuszcza Jelenią Górę w Sobieszowie przebiega w niewielkiej odległości od gór i prowadzi przez Piechowice do Szklarskiej Poręby. W miejscowości Piechowice w okresie II Wojny Światowej mieściły się zakłady Dynamit Nobel produkujący amunicję na potrzeby nazistowskiej armii, przy fabryce funkcjonował obóz pracy w interesującym nas okresie przebywały tu między innymi kobiety uczestniczące w Powstaniu Warszawskim. W pobliżu zakładu znajduje się basen, w którym testowano torpedy, w pewnym momencie historii pojawił się pomysł, żeby zamienić go w kąpielisko, ale próby wypompowania wody ze zbiornika nie powiodły się. Najprawdopodobniej zbiornik zasilany jest przez wodę spływającą z wyżej położonych lokalizacji. Przedsiębiorstwo ulokowane było w pobliżu zbocza Góry Sobiesz, w której jak głosi jedna z teorii już w latach 30-tych drążono tunele na potrzeby zakładu. Co brzmi przynajmniej zastanawiająco, ponieważ projekt przenoszenia produkcji pod ziemię rozwinął się zasadniczo w wyniku nalotów alianckich na Niemcy dopiero w latach 40-tych. To daje jednak bazę do naszego projektu skarbów ukrytych w Górze Sobiesz.
Do zakładu prowadzi bocznica kolejowa, która miała być przedłużona do podziemnego labiryntu pod Górą Sobiesz, odległość około 1 km. Rodzi się tylko pytanie po co budować dodatkowy odcinek torów skoro można było korzystając z siły roboczej i ciężarówek przewieźć po prostu ładunek. Na dodatek nie ma żadnych śladów po torowisku. Dziwne, ale w wyniku badań prowadzonych przy użyciu specjalistycznego sprzętu odkryto u podnóża góry 10 metrowy fragment wydrążonej skały, na której ułożone zostały tory. Całość została przysypana grubą warstwą ziemi, a tory prowadzą w głąb góry, niestety ilość materiału, który przykrywa w dalszym biegu to miejsce jest na tyle duża, że nie udało się uzyskać dalszych informacji. W połowie lat dziewięćdziesiątych rozpoczęła się prawdziwa gorączka złota, jednemu z odkrywców udało się nawet podpisać umowę z władzami państwowymi w myśl której po wskazaniu miejsca, w którym Niemcy ukryli tu pociąg miał otrzymać znaleźne. Informacja lotem błyskawicy obiegła media, na miejscu pojawiły się ekipy dysponujące ciężkim sprzętem jak i zupełni amatorzy. W poszukiwania zaangażował się aparat państwa, ale raport z tych działań nie został nigdy ujawniony. Pojawiły się pogłoski, że znaleziono pod Sobieszem sieć rozległych korytarzy. Zaraz po 2 wojnie światowej ten rejon badali również Rosjanie, jak wynika z przekazów od strony Jagniątkowa wydrążyli 700 metrowy tunel w głąb góry, chociaż zastanowienie może budzić wyjątkowa precyzja w określeniu długości tunelu.
Istnienie podziemi potwierdza tak zwany „domek”, budowla wartownicza strzegąca no właśnie czego?
U podnóża góry od strony Piechowic nadal stoi betonowy budynek wartowni, a w pobliżu można znaleźć studzienki, rury odwadniające i szyby wentylacyjne. W cichej dolinie można zobaczyć fragmenty sztolni kutych w litej skale, niestety dostęp do nich został zamknięty stalowymi bramami, ponieważ w obiektach tych zimują nietoperze. Takie przynajmniej jest oficjalne stanowisko. Przeglądając mapy lotnicze wykonane w technologii lidar można bez trudu dostrzec miejsca, w których były prowadzone przez poszukiwaczy intensywne prace ziemne i odnaleźć je w terenie.
Nie zdziwcie się spacerując po Sobieszu gdy natkniecie się na dziury, które mają potwierdzić istnienie w Górze Sobiesz podziemnych korytarzy. Miejsce to nieustannie przyciąga wszelkiej maści odkrywców i łowców skarbów, którzy poszukują ukrytych w Górze Sobiesz kosztowności. Uważajcie również na niemieckich strażników, którzy jak wieść gminna niesie po dziś dzień strzegą podziemi Góry Sobiesz, tym bardziej, że jest ich czterech każdy odpowiada za inną część góry.
A co ze złotym pociągiem? Zakończę wywód moją ulubioną puentą dotyczącą niewyjaśnionych zaginięć: zniknął, zniknął jak wypłata.
Paweł.