MAMY SZCZENIACZKI
21 czerwca na świecie pojawiły się dzieciaczki Yumy i Starka. Miot bardzo wyczekiwany przez mnie, głównie dlatego, że byłam bardzo ciekawa jaką mamusią jest Yuma (oczywiście poza wszelkimi hodowlanymi kategoriami). Jak wygląda nasza codzienność niemal od tygodnia? O tym możecie dowiedzieć się z tego „ekskluzywnego” wpisu zza kulis naszego życia 😉
Dzieci Yumy przyszły na świat w wyniku cesarskiego cięcia, i nie dla naszego widzi mi się. Maluchy były prawdziwymi smokami karkonoskimi i urodziły się wieeeeelkie. Wyobraźcie sobie cardigana i niemal pół kilo cukru… taka właśnie przyszła na świat Ruda panienka, zwana po domowemu Grubą. Reszta rodzeństwa tylko trochę ustępowała jej wagą, więc mamy parę kilo szczęścia w domu dodatkowo 🙂
Maluchy i mama czują się bardzo dobrze, a ich codzienność wygląda dość monotonnie. Maluchy uwielbiają odwiedzać bar mleczny, który mieści się tuż za rogiem ich kojca. Serwują w nim pyszne mleko, drinki na bazie mleka i oczywiście wszystko popija się mlekiem. Generalnie jest mleko, jest impreza!
Poza imprezowaniem, nasze maluchy korzystają z uroków solarium. Mogłabym się pokusić i powiedzieć, że to swego rodzaju Szczeniaczkowo SPA Resort 😉 Masaże, mycie, pielęgnacja futra. Muszę Wam powiedzieć, że zazdroszczę im, bo ja do fryzjera nie mam się kiedy wybrać… Turnus w SPA będzie trwał jeszcze około tygodnia, a potem może jakieś naturalne pobieranie witaminy D na tarasie – leżaczki i drineczki z palemką 😉
No dobrze, a teraz już tak całkiem na poważnie. Jeżeli ktokolwiek mówi, że szczeniaczki to czysta przyjemność i chill, to nie wierzcie mu. Najpierw człowiek szuka odpowiedniego męża, potem czeka się na cieczkę i bada progesteron, a na końcu człowiek denerwuje się czy suczka w ciąży jest. Ufff! Ciąża jest, to teraz z górki! Nic bardziej mylnego. Teraz trzeba uważać na suczkę, odpowiednio ją karmić i czekać na poród. Tu też może być różnie… A jak się urodzą, to się człowiek martwi czy mleka wystarczy, czy rosną i czy suczka dobrze się czuje. Z potem denerwujemy się żeby wszystkie domy były przynajmniej w połowie tak wspaniałe, jak nasz dom. A potem? Potem cieszymy się, jak maluch nas pozna po jakimś czasie. Wtedy serce bije tak bardzo mocno, a w oczach stają łzy… Wszak wychowaliśmy to maleństwo niemal na własnej piersi 😉