HISTORIA JEDNEJ ZNAJOMOŚCI

10 lat temu zaczęła się pewna znajomość, którą dla wygody nazywaliśmy przyjaźnią. Wówczas popełniłam jeden zasadniczy błąd, który w zasadzie okazał się błędem nie być! A co zrobiłam? Obiecałam, że kupię kiedyś w przyszłości mojemu przyjacielowi psa… Pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ów mężczyzna chciał Owczarka Niemieckiego… Kilka lat później, kiedy z etapu przyjaźni przeszliśmy do etapu narzeczeństwa, to kupiliśmy Owczarka – co prawda mniejszego… ale owczarek, to owczarek 😉

Pies w naszym domu pojawił się, bo bardzo chciałam corgi. Roxsana mieszkała z moimi rodzicami, a mi brakowało tego Rudego Psiura. Paweł patrzył z przymrużeniem okana te moje pragnienia i psa nie chciał. Wiem doskonale dlaczego – bał się wstawania rano na spacery z psem!

Co się zatem zmieniło, bo przecież mamy 4 psy? Ano w sumie nie tak wiele – pojechał ze mną na klubową wystawę corgi do Pruszkowa, gdzie wręczałam moim rodzicom nagrodę dla „Najdzielniejszych Właścicieli Najdzielniejszego Corgi”, pomagałam wystawiać psy i dowiedziałam się, że Sowa będzie mamą, a przynajmniej taki jest plan. Paweł nie uległ jednak urokowi Eweliny i jej namowom, ale uległ za to urokowi Sówki! No i zaczął mówić, że jak musi być corgi, to tylko cardigan!!!

Po klubówce wróciliśmy do domu, do rowerów i gór, a w międzyczasie Sowa randkowała i z tej randki przywiozła brzuch pełen dzieci 😉 Postawiłam Chłopa przed faktem dokonanym i zarezerwowałam szczeniaczka (długo myślał, że to żart!!!)! Chyba miałam trochę szczęścia, bo urodziła się suczka blue merle – jedyna w miocie…

Pies wywrócił nasze życie do góry nogami. Wstawałam rankiem na spacery, Paweł zabierał Bibunię do pracy, ja byłam bardzo dużo w domu i tak nam dni upływały. Rowery zamieniliśmy na nogi i tak 4 nogi i 4 łapy wędrowały po Sudetach. Widząc, jak jest fajnie zaczęłam mówić o drugim psie – w myśl „co jest lepsze niż corgi? DWA corgi!” Ale wiedzieliśmy, że potrzebujemy trochę czasu, że Biba musi dorosnąć. W tym czasie między Pawłem a Bibą rodziła się więź. On uczył się języka psów, ona uczyła go, że posiadanie psa bywa trudne 😉 W skrócie – Biba nie chciała wracać ze spacerów NIGDY! 😀

Półtora roku później pojawiła się Yuma, która wniosła wiele radości do naszego domu. Patrząc na więź naszych psów byliśmy zachwyceni tym, jak się dogadują. Podróżowaliśmy z dwoma psami, szukaliśmy fajnych miejsc na spacery, jeździliśmy na wystawy. Tworzyliśmy super kwartet i było nam w nim bardzo dobrze. O trzecim psie w ogóle nie było mowy. Po co nam kolejny psiak? W mieszkaniu 3 psy? No gdzie tam! Twardo mówiliśmy NIE. Ale czy byliśmy do tego przekonani? 😉

Życie lubi zaskakiwać i kiedy Biba urodziła 8 wspaniałych, to zakochałam się. Wpadłam. Wiedziałam, że nie ma odwrotu. Wiedziała, że to jest właśnie ta jedna jedyna… Przypomniałam wówczas Lubemu, że kiedyś w przypływie wspaniałego humoru i pomroczności jasnej powiedział, że musimy mieć po Bibie szczeniaczka. No i stało się – w domu została Twiggy. Jak to życie lubi zaskakiwać podwójnie – było moją miłością, ale jej miłością okazał się Pancio!!! To jest taka więź wyjątkowa, jak jest między mną a Bibą. To jest taki pies, jakiego ma się raz w życiu. Ona przytula się do niego, śpi z nim, cokolwiek się dzieje biegnie do niego i słucha się (niestety) jego!

A dalszą część historii tej jednej znajomości znacie – góry, dom i Merida… A jaki morał ma ta cała historia? Poza historią jednej znajomości, pewnej miłości, pewnej psiej zażyłości, to jest ten najważniejszy:  Nawet z NIEpsiarza, psiarza zrobić można! Zgadnijcie kto mnie ostatnio zapytał o kolejnego psa? 😉

Share: