MIGAWKI Z LISTOPADA
Już prawie grudzień. Nie wiemy kiedy ten rok nam minął… Pamiętam, jak rok temu grudzień był nerwowy z powodu zakupu domu, ogarnięcia logistycznie wszystkiego i papierologii, wynajmu naszego warszawskiego mieszkania. Jak ja się cieszę, że to za nami już! Nie wiem czy chciałabym kolejny raz się przeprowadzać, ale kto wie czy nas jeszcze gdzieś nie poniesie 😉 Ale do brzegu, a może do szczytu bardziej pasuje w naszej sytuacji.
Listopad był dla nas dosyć pracowity. Dużo rzeczy robiliśmy w ogrodzie, bo ilość spadających liści nas przerosła. W domu trzeba było niestety zacząć palić w piecu, bo pogoda nocami nas nie rozpieszczała. Palenie wieczorne spadło na mnie. Niestety węgla nadal nie przynoszę z piwnicy, bo boję się pająków – aaaaaa!!!! W domu jest cieplutko i nie musimy nosić na sobie miliona warstw ubrań – nauczyłam się efektywnie palić i stałam się człowiekiem wsi! Jestem z siebie dumna, bo rok temu rozpalanie w piecu potrafiło mnie doprowadzić do łez 😉